piątek, 27 grudnia 2013

''W każdym z nas istnieje i anioł i diabeł, a ich głosy są bardzo do siebie podobne. ''

Lerda Dart ( 23 l) 
''A gdy zajdzie słońce, nie zobaczysz mnie, ni cienia ni ducha, usłyszysz tylko krzyk, to znak, że nadchodzę''

Często siała spustoszenie wokół siebie, z zawiści, do ludzi, do władzy, do tych nadnaturalnych. Spustoszenie w ich psychice, odbierała ostatnie nadzieje, nawet kiedy nikt jej nic nie uczynił. Chełpiła się tym, jednak w końcu nadszedł czas gdy i ją los pokarał, przecież była młodziutka wtedy, nawet zbyt wiele nie rozumiała, ale wiedziała jak sprawić ból, jednak oni nie zważali na to ile miała lat. Odebrano jej wszystko co potrafiła kochać (a nie wiele tego było), zniszczono ją doszczętnie i wypłukano ją z wszelakich dóbr jakie jej jeszcze pozostały. 
Za młodu,
 później szkolenia ją stępiły, zmieniły jej charakter nie do poznania. Z czasem nawet przestała sama siebie poznawać, nie wiedziała, którą z tych wcieleń była.
Zatraciła własną osobowość, by stać się Łowcą. 

Nie wymagano tego od niej, ale skoro już tak się stało, przestała dociekać kim jest naprawdę, poza tym, inne sprawy stały się ważniejsze. Przede wszystkim dobro Revadianu. Potrafiła poświęcić wszystko dla jego dobra. I tak się stało.

''Kobieto, kobieto, jesteś otchłanią, piekłem, tajemnicą, i ten kto powiedział, że cię poznał, jest po trzykroć głupcem.''

Mówiąc szerzej o jej charakterze, sama dokładnie nie wie kim jest. Raz zawistna, gotowa zabić, za błahą sprawę, kiedy indziej potulna jak baranek, skora do pomocy innym, troskliwa. Tą druga odsłoną zazwyczaj ukazuje się na swoich rodzinnych terenach, w rodzinnym gronie, przy ludziach których zna bardzo dobrze. Jest też trzecia jej wersja, kiedy po prostu kieruje się rozkazami, gdy jest na misji, wtedy robi to co zostało jej wyznaczone, jest wtedy niezwykle skupiona i zawsze stara się dopiąć swego. Nie ma wielu rzeczy, które potrafiłby ją rozproszyć, gdy jest w tym stanie. Dokładna i niemalże perfekcyjna w czynnościach jakie wykonuje, niezależnie od tego co robi, czy gotuje, przygotowuje wywar, trenuje lub pierze. Jednym słowem mówiąc jest perfekcjonistką.
Lubi też mieć kontrolę, może nie zupełnie nad ludźmi, jako władzę, bardziej mieć kontrolę nad zdarzeniami, nad czynami, nad tym co się dzieje. I chodź dość często marnie jej to wychodzi to po upadku zawsze się podnosi, próbując wciąż w kółku i kółko. W pewnym sensie jej cel jest jak Syzyfowa praca i nie ma większego procentu powodzenia, ponieważ, nie można mieć pod kontrolą zdarzeń, nie można mieć kontroli nad tym co się stanie, bo to nie od niej zależy.
Jest też nieugięta, nie zważając na sytuacje i czynniki wokół niej. Tak została wychowana, by nigdy się nie poddawać, niezależnie jaki ból będzie musiała znosić, czy fizyczny czy psychiczny. Ta część jej charakteru została już kilka razy sprawdzona, gdy pojmano ją po raz pierwszy i zadano wiele nieszczędzących cierpienia tortur. Wróciła po tym ze złamaną ręką, plecami poharatanymi od bicza, twarzą pełną zadrapań i posiniaczonym całym ciałem (nie wykluczone oczywiście, że uszkodzeń było więcej, nie licząc ran na psychice)
Jest po prostu skrzynią w którą nawrzucano różnych cech od obojga rodziców i przodków, która scaliła się w jedną nie zbyt spójną całość

''Kat, mając nóż na gardle, zabija wzrokiem''

A propos jej rodziców. Jej ojciec za życia był jednym z ważniejszych Łowców w Revadian. Matka już nie, ale też znała się na fachu. Więc Lerda od dziecięcia przygotowywana była do zostania Łowcą Istot Nadprzyrodzonych, złożyło się tak głównie dlatego, że była jedynaczką i mimo iż większe zapotrzebowanie było na mężczyzn to nie dało się nic poradzić. Niby to spokojnie dorastała wśród rodziny, bliższej i dalszej. Jednak pewnego dnia gdy miała około 10 lat zabito jej rodziców i kilku kuzynów ze strony ojca. To była wielka strata dla królestwa, ale również dla niej. To wydarzenie ją zmieniło i do tej pory pragnie zemsty na zabójcach, którzy nie wiadomo jak się pojawili, nie wiadomo jak zniknęli i nie wiadomo kim byli. Dlatego też starała się jeszcze bardziej by być jak najlepsza w walce, w tropieniu, w obronie, w szpiegowaniu, w kamuflowaniu się i wielu wielu innych. I była zwinna, przebiegła, sprytna. Jednak każdy ma słabości, każdy popełnia błędy każdy czasami sobie nie radzi i jej też się to zdarzało.
Śmierć wiele razy ją dotykała, ale kogo w tych czasach nie dotykała?
Gdy miała 18 lat, została pojmana przez jakiś rozbójników, którzy mieli więcej siły niż rozumu, ale jednak schwytali ją, nie wiedzieli nawet czego od niej chcieli, ale torturowali ją wraz z kolegą, który razem z nią miał wykonać część szkolenia. Na jej oczach podcięli mu gardło, grozili jej, że jeśli nie powie im ilu ich jest to go zabije, ona nie powiedziała chłopak też nie, więc go zabili, tak jak obiecali, później próbowali z niej wydobyć informacje torturując ją, złamali jej wtedy prawą rękę. Biczowali ją, właściwie nie tylko po plecach, tylko nie po twarzy, powiedzieli, że chcą sobie popatrzeć, więc takiej twarzyczki szkoda. Kto by pomyślał, że uroda może uratować. Kopali ją gdy już bez siły zamiast siedzieć leżała na ziemi plując krwią. Później nożem ponacinali jej nogi, powoli tak, żeby jak najbardziej bolało. Następnie zanurzali jej głowę w kuble wody, trzymając ją pod wodą niemalże do ostatniego tchnienia, by dać jej na chwilę odetchnąć i znów ją zanurzyć, na tym lista się nie kończyła, ale zbyt długo by opowiadać. Pewnego dnia, gdy tamci posilali się świeżo upolowanym dzikiem, ona za pomocą splamionego jej krwią noża przecięła węzły i niepostrzeżenie wydostała się z ich miejsca tortur. Łowcy znaleźli ją gdzieś na obrzeżach lasu, zanieśli do zielarki, która po kilkumiesięcznej kuracji zagoiła większość ran.
To nie były ostatnie tortury jakie musiała przemilczeć, jednak za drugim razem uratowali ją pobratymcy. Trzecim z niewiadomych powodów ci którzy ją złapali, wypuścili ją.

Zostało wspomniane, że uroda ją w pewnym sensie uratowała, bo trzeba było przyznać miała piękną urodę po matce. Włosy hebanowe odziedziczyła po ojcu zarówno jak brązowe oczy.
Wdzięków też jej nie brakuje, co czasami przysparzało jej problemów. Zgrabne, smukłe ciało z krągłościami tam gdzie było trzeba, zawsze przykrywa pod grubym płaszczem ze zwierzęcego futra, ponieważ w jej okolicach nie panowała zbyt ciepła temperatura, a nawet wręcz przeciwnie, było dość mroźnie. Włosy zazwyczaj związane, bo nie potrzebowała sytuacji w których zamiast skupiać się na misji, będzie poprawiać kosmyki które wpadły na jej oczy.
W okolicach uda ma wypalony znak rozbójników, którzy chcieli aby zapamiętała ich do końca życia, a za każdym razem gdy spojrzy na to, będzie pamiętała ból i skwierczenie jej skóry pod żeliwnym, niemiłosiernie gorącym narzędziem. Nie widać jednak na jej ciele więcej ran czy głębszych nacięć.

Ból fizyczny ustaje z czasem, zraniona dusza, łka latami...



---------------------------------------------------------------------------------
Nie jestem pewna, czy jest wszystko co potrzeba jednak gdyby nie było, to się tym zajmę w miarę możliwości i zapewne z czasem zmienię kilka rzeczy w owej KP. 

poniedziałek, 11 listopada 2013

Zawsze chcemy nadać jakieś imię naszej samotności.



 Czarny Ptaku. 

Jest dla Ciebie zadanie, jako jednego z najlepszych. Zapewne słyszałeś o Alyon. O śmierci Aendarga. Do sedna. Wysłałam paru szpiegów na dwór, słysząc o pogłoskach. Ponoć dwa rody, toczące bój o tron, nie są do końca ludźmi. Niektórzy zaginęli, ale Ci którzy powrócili, niosą niepokojące wieści. Niestety, niewiedzą wszystkiego. Musisz tam wyruszyć. Nic więcej chyba nie muszę tłumaczyć, nieprawdaż? Wiesz jakie jest Twoje zadanie. Życzę Ci powodzenia i rychłego powrotu do Revadianu. 
Niech Dagda wspiera Cię w Twych poczynaniach. 

Biała Gołębica



Lonan Machonna || 29 lat || kucharz na Dworze || wysoko postawiony Łowca || 





W poszukiwaniu więcej informacji, klikajcie w odnośniki.
Witam i zapraszam do wątków pod kp, gdyż tu będzie mi wygodniej niż na chacie. 
Jednakże będę okazywać się na chacie od czasu do czasu. 




środa, 4 września 2013

Ach, tak gorące niebo, palące nasze trzewia.

- Wychowywany na doskonałego Łowcę od swych najmłodszych lat. Ojciec był mu mistrzem a matka równie znamienitą mistrzynią. Nie potrzebował od nich miłości. Wystarczyło iż dzięki Nim, potrafił zabić nawet najlepiej chronioną osobę i to bez zwracania na siebie uwagi.
- Jest znany jako Czarny Ptak, ze względu na swoje umiejętności.
- Wie iż nie był jedynakiem, lecz nigdy nie poszukiwał odpowiedzi na to, co się stało z jego rodzeństwem i ile go dokładnie miał.
- Od trzech lat jest mistrzem swojej gildii. Ma pod swymi skrzydłami trzech uczniów.
- Przybył do Alyon w wielkiej tajemnicy. Wiedzą o tym tylko wysoko postawieni Łowcy, jak On sam.
- Nie mówi o swojej przeszłości zbyt wiele. Zamiast tego uśmiecha się delikatnie i wraca do przerwanego zajęcia.
- Mistrzowsko posługuje się sztyletami.
- Dla niego, magia "cienia" tudzież "mroku", nie ma żadnych tajemnic. Dlatego też posiada umiejętności takie jak: znikanie w cieniu, podróżowanie w czyimś cieniu, kontrola cienia (czyli jednocześnie właściciela), podróżowanie pod postacią czarnego kruka. Uczy się nadal tej trudnej walki duszy z ciałem.
- Potrafi dobrze gotować, dzięki matce. Także więc został głównym kucharzem na dworze.
- Często po mieście chodzi ubrany w długi płaszcz.
- Idzie łatwo go poznać po delikatnym uśmiechu i chłodnym wzroku.
- Przez jego brew przechodzi stara blizna.

środa, 7 sierpnia 2013

Piekło zamarzło. Jest tyko zimno nas ogarniające.


-Czy tak trudno jest uwierzyć w coś co tak naprawdę nie istnieje? - mężczyzna przyglądał się kobiecie, która tylko tajemniczo się uśmiechała. Upił kolejny łyk wódki, próbując uciec od swych wspomnień. Zwrócił zielone tęczówki na kobietę i ponownie się odezwał.
- Co mam zrobić? Zginąć? Przerzednąć? Wtedy będziesz szczęśliwa? Wtedy będziesz zadowolona? - omiótł ją swym pijanym wzrokiem. Prychnął i odstawił pustą butelkę z pomrukiem niezadowolenia. Pokręcił przecząco głową i przetarł swoją szarą, pomiętą i zmęczoną twarz. Usłyszał jej delikatny i słowikowy głos.
- Nie jestem Twoja i nigdy nie będę. Dla mnie mógłbyś zginąć. - wstała i dygnęła, żegnając się z Nim i pospiesznie wychodząc. Mężczyzna spojrzał za Nią po czym sięgnął po kolejną butelkę wódki. Nalewając sobie kolejny kieliszek, cicho wydukał.
- Jesteśmy najbliżej siebie, jak to tylko możliwe. Lecz jednocześnie jesteśmy od siebie tak daleko, jak najodleglejsze gwiazdy. - wypił kieliszek duszkiem, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Bzdury wyszeptane na ołtarzu dla dobra obojga rodzin.


- Czy... czy kiedykolwiek się znowu zobaczymy? - chłopak przyglądał się z uwagą starszemu łowcy. On tylko wzruszył ramionami i podał mu medalion. Odpowiedział swoim chłodnym i opanowanym tonem.
- Nikt nie wie, jak, kiedy i gdzie. Świat jest tak skonstruowany, iż my sami nie wiemy gdzie będziemy jutro i z kim będziemy rozmawiać. Niech Dagda Cię prowadzi. - ucałował czubek jego głowy. Ciężko było mu posyłać swego pierwszego ucznia, na tego typu misję. Wiedział iż nie wróci, ale musiał go wysłać. Tego wymagała starszyzna, a On nie mógł jej zawieść. Chłopak zmarszczył czoło i potaknął głową z determinacją po czym zniknął wśród tłumu. Mężczyzna otworzył usta, aby go zawołać, lecz wtedy poczuł dłoń na swoim ramieniu, więc wpatrywał się tylko w niknącą blond czuprynę. Czy będzie mógł jeszcze kiedykolwiek go zobaczyć? Miał takową nadzieję. Ale niestety, tylko ona mu pozostała.



Miał już dosyć. Propozycja misji, była dla niego, niczym wyzwolenie. Mógł uciec od nich wszystkich, od rodziny, od Niej... Żałował tylko swojej córki. Miała pięć lat i nie zdążył jej przekazać wszystkiego co chciał. Wszystkiego, czego nauczyli go rodzice. Jednak, nie będzie żałował. Dostał niezwykle ważną misję. Którą wypełni, nie zwracając uwagi na własne szczęście. Tego by wymagali od Niego rodzice. Jego szczęście i tak zostało dawno zapomniane. Nadzieja przygasła i przybrała formę kruka. Przed samobójstwem, powstrzymuje go jedna myśl: iż nigdy nie mógłby się okazać tchórzem. Także więc żyje. I tropi istoty magiczne, aby skrócić je o głowę, gdy tylko zajdzie takowa potrzeba. Przestał wierzyć w Bogów jakichkolwiek. Teraz egzystuje, gdyż musi. I taka jest wola starszych.
 


"Zobacz, jak ludzie odnoszą się do siebie. Na każdym kroku pożerają się nawzajem w imię miłości, rodziny albo ojczyzny. Po co to wszystko?"


"Jeśli zły jest Pan i zły jest sługa, to kto jest dobry? Dobry jest ten wiatr który szumi nocą, dobry jest deszcz który ścina ze wschodu. Dobrem możesz nazwać każdy aspekt przyrody. Lecz nie samego człowieka."


"Z kłamstwami są same kłopoty. Trzeba smakować każde słowo, za nim je człowiek wypuści z ust..."


"Niełatwo jest przyznać przed samym sobą iż się coś straciło. Lepiej powiedzieć, iż nic się nie stało, tak miało być bądź gorzej być nie może. "


"Życie nie oferuje wyjaśnień czy przeprosin. To my je wymyślamy." 





niedziela, 21 lipca 2013

Bóg zawsze trzymał na służbie diabła, żeby lepiej wyglądać na jego tle.


Nikt tak na prawdę nie zna jej pełnej godności, wieku i nie wie też skąd właściwie pochodzi, a po rozległych zakątkach kraju nielicznym znane jest tylko jej imię - Eilen. Wiedźma spod Smoczej Góry.  

___________________________________________________________________________________________
Młodo wyglądająca, zgrabna, kruczowłosa kobieta o tajemniczym, głębokim spojrzeniu, mieszkająca daleko w leśnych ostępach w zrujnowanej, drewnianej chacie doskonale skrytej przez nieprzebrany gąszcz i magicznie sporządzone bariery, przez lata swojego życia tutaj wyrobiła sobie wśród wieśniaków i prostej gawiedzi miast cały wianuszek niezbyt pochlebnych opinii. Powiadają, że przybyła na te ziemie już całe wieki temu z dalekiego południa, a moc czynienia uroków zdobyła oddając swoje ciało i duszę zastępowi piekielnych czartów. Ile jednak z tego prawdy? Tego nie wie nikt...

"Diabeł przebiera się za anioła, gdy chce duszę ludzką na zgubę wyprowadzić."

Pewnym jednak jest, że Eilen to z charakteru - przynajmniej powierzchownie - szatan w damskiej skórze. Gorący temperament skryty skrzętnie pod płaszczem słodkiej niewinności i wyrafinowanej kokieterii, współgrający z niezwykle ciętym językiem i skłonnością do manipulacji spowodował, że ciemni, zabobonni ludzie zaczęli się jej bać i poczęli skrupulatnie unikać dalekich, samotnych wędrówek w las, który czarownica wybrała sobie na swoje siedlisko.
Przynajmniej według zeznań nielicznych świadków, którzy wyszli cało i bez uszczerbku na zdrowiu ze spotkania z czarownicą, zakres zdolności magicznych kobiety nie jest do końca określony tak samo jak sama potęga jej uroków. Ponad magię, Eilen potrafi całkiem niebanalnie posługiwać się lekkim orężem w postaci jednoręcznego miecza, zna się doskonale na zaklinaniu przedmiotów i ważeniu magicznych mikstur. W szczególności właśnie ostatnia wymieniona umiejętność jest najczęstszym powodem zaczepek na ulicy lub odwiedzin co odważniejszych ludzi na jej terytorium. Czarnowłosa szarlatanka słynie bowiem z "produkcji" niezwykle rzadkiego eliksiru, który na określony czas potęguje znacznie wytrzymałość i siłę posiadacza.

"Szatan w ciemności łowi, jest to nocne zwierzę,
Chroń się przed nim w światło, tam cię nie dostrzeże."


W miastach i jego przybytkach pojawia się zazwyczaj dopiero po zmroku, skrywając swoje oblicze pod ciemną osłoną obszernego kaptura, by uniknąć rozpoznania. Nikt, kto zna ową wiedźmę z widoku, czy też krótkich rozmów nie pojmuje celu tych pieszych podróży, które zielonooka piękność podejmuje niemalże codziennie, snując się jak zjawa po zaciemnionych uliczkach, głównych traktach i miejskich spelunach. Ponadto Eilen notorycznie omija miejsca przesadnie zatłoczone, gdyż jak wiadomo to w nich najłatwiej o zdemaskowanie, możliwie niosące ze sobą szereg przykrych skutków. W obawie przed ukamieniowaniem lub stosem, niesprowokowana unika obnoszenia się ze swoimi zdolnościami w większych gronach nieznanych sobie ludzi, zręcznie nakładając na siebie wtedy maskę sympatycznej, dość małomównej zielarki przybywającej spoza terenów zrzeszonych. Ci nieliczni, którzy znają jej prawdziwą tożsamość o dziwo darzą tą niebezpieczną, nieobliczalną istotę głębokim szacunkiem i poważaniem. Czy z obawy? Może...

sobota, 20 lipca 2013

Nadzieja jest dobrym śniadaniem, lecz kiepską wieczerzą.


Pascal Blanc
pretendent do tronu

Ze słońca szydzi księżycem się brzydzi, dziecię napojone wilczym mlekiem krwią niewinnych odurzony. Matka ziemia nieśmiało upomina się o jego grzeszne ciało - chodź, ukoję Twój ból w mych ramionach odegnam w niepamięć rozczarowania. Lecz ja nowym piastunkom posłuszny, dopóty księżyc i słońce się nie spalą trwać będę. Sternik na morzu żądz, ciało me wcieleniem koczowniczych przodków.Błękitna krew okadzona parą z wilczych pysków. Owoc rozsądku i ludzkiej ułomności. Jednak geny zdołały wywyższyć mnie ponad plastyczną glinę, podatną na czas. Na piedestale siebie stawiam, poza sobą bacząc jedynie na pobratymców. Całą wieczność z krwią na ustach, przywłaszczając sobie cudze. Z darowanych mi przekleństw spijam najsłodsze soki. Któż mi świadkiem, któż może mnie osądzić? Sam sobie przeto byłem katem, śmierć przekuwając w wieczne życie.

Obfite pokłady matczynej miłości nie pozwoliły powić jej silnych, różowiutkich potomków, którzy pierwszym krzykiem poza łonem matki obwieszczaliby światu swe niezachwiane jestestwo. Ma matula, jak i wszystek krew jej krwi, zbyt długo kotłując się we własnej, sprowadzała na świat słabowitych, chorych, niegodnych przeżycia jednej nocy. Dzieciątka przekłuwano, palono z konieczności, litości. Wznoszono modły bladej orędowniczce na nieboskłonie w przeświadczeniu, że oto ich opiekunka postanowiła poddać ich próbie. Ranny człowiek w strojnych szatach, półprzytomnie wędrując na ich ziemie, okazał się odpowiedzią.

Wyzwoliłem się z okowów pierwotnej natury, nowe dary okupując krwią trójcy wokół mnie zgromadzonej.
Chciwą dłonią, łaknącą spokoju, a kierowaną wolą mego stworzyciela przywłaszczyłem sobie parę serc.
Mnie przeznaczony noworodek powity tej pełni, wyrwany z łona Bogu ducha winnej kobiety. Zły czas, złe miejsce przywiodło ją w ramiona chciwej czarownicy. Oderwane od matczynej piersi skonało pod naporem mego ostrza. Zostawiając za sobą krwawy szlak, wznosząc wzrok ku wschodzącemu słońcu przebiłem zbrukanym sztyletem swe dogorywające trzewia. Słońce wspinające się na zenit obwieszczało me rychłe odrodzenie...złoty środek tajemnicą mego bytu.
______________________________________________________________________________
[Witam serdecznie, karta dość zagadkowa i krótka, lecz nie wypadało dłużej zwlekać z opublikowaniem jej. Do osobnej zakładki trafi jeszcze historia, która powinna sporo wyjaśnić.]

czwartek, 18 lipca 2013

Nig­dy nie było dob­rej woj­ny i złego pokoju.






Aaron Ernest Storm (27 l.)


 Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, przeważnie odziany w zbroję. W pochwie przymocowanej do pasa ukrywa ostry, dwuręczny miecz. Sprężyste, szybkie kroki oraz żwawe ruchy zdradzają jego siłę i hard ducha. Bywalcy turniejów zapewne wiedzą kim jest. Ludzie pochodzący ze stolicy do dziś opowiadają historie o dzielnym giermku, który dzięki swej sile i odwadze stał się jednym z  rycerskich ulubieńców króla Aendarga. Szatyn o ciemnoniebieskich tęczówkach z charakterystyczną blizną przechodzącą przez prawe oko, to Sir Aaron Storm - rycerz będący niegdyś jednym z powierników zmarłego króla. Jeszcze nie tak dawno, często widywano go w barwnym płaszczu. Teraz jednak przyodział żałobne kolory, których zedrzeć nie zdołały nawet zabawy powitalne na cześć kandydatów do korony. Podobno od czasu odejścia króla zrobił się z niego straszny mruk. Ciągle wspomina światłość rządów swego władcy, spoglądając z niepokojem zarówno na Martellów, jak i na Blanców.  Zbliżając się do członków obu familii, pragnie dogłębnie poznać ich zamiary dotyczące królestwa. Martwi go to, czy władając krajem, poradzą sobie równie dobrze jak niegdyś król Aendarg.  Kandydaci interesują się jedynie bogactwami tych ziem, czy będą również zabiegać o dobro mieszkańców? Czy ich plany nie zaszkodzą królestwu? Tych dręczących pytań Aaron nie możne zostawić bez odpowiedzi, bowiem musi dokonać wyboru i poprzeć jednego z pretendentów do tronu. Rycerski honor i bliska, zerwana śmiercią więź z królem Aendargem nie pozwolą mu dać się przekupić, czy też omotać. Pełniąc służbę, pragnie tylko jednego - dobra i bezpieczeństwa dla kraju. Wieść o prawdopodobnym zatruciu króla wzbudziła u mężczyzny niemałą podejrzliwość. Wciąż próbuje znaleźć winnego, wnikliwie obserwując każdego mieszkańca i przechodnia zamkowych komnat. Nie odsuwa od siebie najczarniejszych wizji, wciąż rozmyślając o dniu śmierci swego władcy.
  

Aaron to z reguły przyjazny i uprzejmy  człowiek. Zawsze jest gotowy do poświęceń i do pomocy. To osoba obowiązkowa, lubiącą wyzwania i przygody. Swoje powołanie traktuje śmiertelnie poważnie. To mężczyzna  zdolny do tego, by oddać życie za króla i za ojczyznę. Przyjaciół obdarza lojalnością, wiernością i ciepłem. W większym towarzystwie często zamienia się w milczącego obserwatora, lecz wśród bliskich odżywa, dając się poznać z zupełnie innej strony. Trudno wyprowadzić go z równowagi, zazwyczaj jest spokojny i opanowany. Jest  znakomitym słuchaczem, który zawsze podzieli się z kimś dobrą radą. Lubi uczyć się nowych rzeczy, jest osobą ciekawą świata. Bywa flegmatyczny i często skrywa się za zasłoną milczenia. Nie można go nazwać nazbyt wylewnym i otwartym.  Jest raczej tajemniczy i powściągliwy. Cechuje go pojednawczość i uczciwość. Zazwyczaj stara się dążyć do porozumienia, lecz czasami bywa uparty. Honor, męstwo i odwagę stawia na piedestale. Uwielbia brać udział w turniejach, polowaniach i walkach. Dużo czasu poświęca w doskonaleniu rzemiosła rycerskiego. Przepada za jazdą konną, więc prócz swego najdroższego konia bojowego Stefana, posiada jeszcze kilka wierzchowców. Lubuje się w dobrych trunkach i pożywnych jadłach. W chwilach odpoczynku często grywa w szachy, uczy się czytać lub zapoznaje się z mapami i z historią Aylonu. Mimo młodego wieku mężczyzny, jego historia jest pełna doświadczeń. Droga którą przeszedł, by stać się rycerzem oraz członkiem Gwardii Królewskiej nie należała do łatwej. Już jako mały chłopiec Aaron był przygotowywany do żołnierskiej służby. Chcąc pójść w ślady ojca, nie mógł poświęcać dużo czasu na beztroskie zabawy. W wieku 7 lat opuścił swój dom rodzinny i matkę, by w królewskim zamku  rozpocząć kształcenie rzemiosła rycerskiego. Tam również mógł być blisko swego ojca, który dla małego chłopca był największym rycerskim autorytetem.  Będąc giermkiem Sir Juana Hurta’a, chłopak stale szukał okazji, by się zasłużyć. Nigdy się nie obijał, zawsze wypełniając polecenia swego pana. Pilnie szkolił swoje umiejętności, więc  z dnia na dzień stawał się coraz lepszy. Nie uchodziło to uwadze jego nauczyciela, który nierzadko wychwalał młodego giermka, jednakże nigdy mu nie pobłażał.  Po 13 latach pracy i nauki u swego pana, Aaronowi w końcu udało się zasłużyć na miano rycerza i zwrócić na siebie uwagę króla. Stało się to pewnego wieczoru, kiedy król Aendarg wraz ze swoimi towarzyszami udał się na polowanie. Rycerze razem ze swoimi giermkami z zaszczytem  towarzyszyli młodemu władcy. Gdy zadowolona z udanych łowów grupa, wracała do królewskiego zamku, stało się coś czego nikt z nich się nie spodziewał. W spokojnym dotąd lasku ukrywała się banda rozbójników. O dziwo wiedzieli oni o obecności króla i w niemałym przygotowaniu, czyhali na jego przejazd. Mówi się, że chcieli go porwać dla okupu. Krążą także pogłoski, iż nie byli to rozbójnicy, ale wynajęci najemnicy. Tak czy inaczej, nie udało się ustalić kto za tym stoi. Uzbrojeni napastnicy zeskakiwali z drzew, zrzucając rycerzy z koni. Nie oszczędzali nikogo prócz młodego władcy. W tej bitwie zginął Sir Juana Hurt, a także ojciec Aarona. Krzycząc do syna-Ratuj króla!-przyjął ostatni cios w serce. Przerażony i ranny młodzian chwytając za włócznie, dosiadł jednego z bezpańskich już koni. Władca z ledwością trzymał się w siodle, próbując resztkami sił wybronić się od pojmania. Aaron dostrzegłszy, że królewski rumak właśnie padł na ziemię, ruszył z impetem na agresorów otaczających króla. Wraz z trzema towarzyszami rozgonił napastników i wciągnął rządzącego na swoje siodło. Widząc, że rozbójników jest coraz więcej, wywiózł Aendarga w bezpieczne miejsce. Po tej bitwie czterech giermków zyskało tytuł rycerski. Wśród nich był Aaron. Smutek po stracie ojca i nauczyciela, a także radość z zyskania nowego stanowiska spędziły sen z powiek dwudziestolatka. Pozostała po potyczce blizna przechodząca przez oko, zapewniła mu nowe przydomki i nie pozwalała zapomnieć o krwawej walce. Wygrane turnieje, przykładna służba, zasługi dla królestwa oraz przyjaźń z samym władcą szybko wzniosły Aarona na miejsce królewskiego gwardzisty. Po sześciu latach od tego wydarzenia król Aendarg umiera.